Przystanek w Kuala Lumpur

Do stolicy Malezji dotarliśmy dopiero następnego popołudnia. Od początku nie zamierzaliśmy zbyt długo w niej zabawić, teraz jednak został nam już tylko jeden wieczór. W dodatku zaczęło lać. I to jak! Przywitała nas burza z piorunami. Zakwaterowaliśmy się w hostelu i ruszyliśmy w miasto. W strugach deszczu, wielkimi susami podbiegliśmy do najbliższej knajpy. Znaleźliśmy się w państwie, którego kuchnia podlega arabskim i hinduskim wpływom. I choć nie narzekałam we wcześniejszych krajach, bo kocham zarówno ryż jak i zupy, nagle okazało, że mamy tyle do wyboru! Usiedliśmy i nie mogliśmy się zdecydować;) W końcu, zamówiliśmy kilka hinduskich potraw w ciemno, do podziału. Do tego przepyszną mrożoną herbatę domowej roboty, gdyż piwo w Malezji (w Singapurze też) drogie jak cholera - najwyraźniej czekał nas tydzień zdrowej abstynencji;)

Następnie, trochę z powodu deszczu, trochę dlatego, że złapaliśmy lenia (po tylu tygodniach zwiedzania to chyba normalne), raczej przypadkowo a mimo to entuzjastycznie, wylądowaliśmy w centrum handlowym na zakupach;) Trochę wstyd, wiem. Ale buszując po sklepach, odprężyliśmy się i naładowaliśmy baterie na kolejne dni. Czasem trzeba, nawet w podróży;) Ostatecznie, Maciek wyszedł od optyka z nowymi okularami na nosie (badanie trwało jakieś 20 minut, zamówienie zrealizowano w niecałą godzinę). O takich cenach w Polsce można pomarzyć - uwierzcie. Za swoje okulary zapłaciłam dwa razy więcej, a na ich odbiór czekałam 4 dni.
Oczywiście, gdybyśmy wyjechali z Kuala Lumpur bez spotkania ze słynnymi, bliźniaczymi wieżami Petronas Towers, to trochę tak, jakbyśmy w ogóle nie odwiedzili malezyjskiej stolicy;) Jakie wrażenia? Same wieże nawet nam się spodobały (ładnie podświetlone!), jednak Singapur wysoko podniósł poprzeczkę i zdecydowanie wygrał w konkursie na projekt przyszłości. Wieże wieżami, ale wokół czegoś nam zabrakło. Tak, jakby ktoś je postawił bez wcześniejszego zastanowienia. Dwa lśniące płuca w sercu zanieczyszczonej miejskiej dżungli, których zadaniem jest oddychać tak, by odciągać uwagę od ogólnego nieładu stolicy. Obeszliśmy bliźniaczki dookoła, po czym stwierdziliśmy, że w pobliżu nic więcej nie wzbudza naszego zainteresowania. No trudno. Wróciliśmy do hostelu i padliśmy wyczerpani. Już nad ranem czekał nas kurs w głąb lądu.. ;)

Nasza trasa: Singapur - Kuala Lumpur (ok 5h autokarem)

Komentarze

  1. Mama i B.Lenka18 lipca 2016 17:45

    Nie da się ukryć,że bajkowy Singapur wysoko zawiesił poprzeczkę..Chociaż same wieże i świadomość gdzie jesteście( nazwa :Kuala Lumpur!) budzi w człowieku zdziwienie i zachwyt,że w tak egzotyczny rejon dotarliście..


    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Spodobał Ci się ten post? Bardzo ucieszy mnie Twój komentarz :)

Daria Staśkiewicz