W krainie czarów, czyli nocne wędrówki po Singapurze

Okazuje się, że istnieje takie miasto, które w nocy prezentuje się jeszcze wspanialej, niż za dnia. Dla nas takim okazał się Singapur. Już w dzień zachwycał nas na każdym kroku, jednak uwiódł nas dopiero po zachodzie słońca. Choć zmęczeni już trochę dziennym zwiedzaniem (wychodziliśmy rano i wracaliśmy późno w nocy), wieczorami spacerowaliśmy dalej, ile sił w nogach i nie mogliśmy się napatrzeć. Jeszcze tu, jeszcze tam. A na koniec koniecznie tam! Oczarowywały nas nowoczesne rozwiązania architektoniczne, które z wdziękiem harmonizowały z ciekawymi iluminacjami świetlnymi... Bo jeśli most, to tylko taki, który będzie przypominał model łańcucha DNA. Jeśli Muzeum Sztuki i Nauki, to z pewnością w kształcie kielicha kwiatu. Jeśli ogrody, to tylko te z futurystycznymi palmami. Nie dało się przejść obok nich obojętnie... Choć pociliśmy się strasznie, w dodatku w trybie całodobowym, muszę przyznać, że nawet to gorące, czyste i pachnące tropikalną roślinnością powietrze pasowało nam do idei Singapuru. Tak jakby i ono, zostało już wcześniej zaprojektowane i dopasowane do całości;)


Jeśli będziecie mieć kiedykolwiek możliwość zobaczenia Singapuru na własne oczy, nie wahajcie się. Jeśli wolicie naturę, plażę i palmy, ale będziecie w okolicy - nie dajcie się namawiać. Jeśli nadarzy się okazja choćby na jednodniowy stopover w Singapurze, wykorzystajcie tę szansę. To miasto/państwo inne niż wszystkie. Takich rozwiązań nie ma, i jeszcze długo nie będzie w Europie. Choć Singapurczycy to młody naród z króciutką historią, wyprzedzają nas, Europejczyków nie tylko pionierskimi budowlami, ale i dojrzałą świadomością w myśleniu o gospodarce, sądownictwie czy polityce. Moglibyśmy śmiało brać z nich przykład, lecz pewnie sporo czasu jeszcze upłynie, zanim zmieni się podejście i mentalność w naszym kręgu kulturowym. Tymczasem, zapraszam Was na nocny spacer po metropolii, w której czułam się chwilami, podobnie jak Alicja w krainie czarów;)


Niewielki wycinek Singapuru, czyli Marina Bay na mapie;)
Napawamy się widokami siedząc na rozgrzanym chodniku pod diabelskim młynem, zwanym Singapore Flyer
Za nami wieżowce Marina Bay
Pod mostem w kształcie modelu łańcucha DNA - czyli Helix Bridge
Od lewej: most Helixa, Marina Bay Sands oraz Muzeum Sztuki i Nauki
Manhattan Singapuru
Fontanna Merliona, o którym wspominałam już wcześniej:)
 Zmierzamy promenadą w stronę drapaczy chmur
Ciężko oderwać od nich wzrok
W tle Hotel Marina Bay Sands, do którego udamy się nazajutrz
Ten niski, dość niepozorny budynek to miejsce zebrań singapurskiego parlamentu - to właśnie tutaj powstają wszystkie przemyślane ustawy, dzięki którym obywatele żyją na wysokim poziomie:)
Kolejnego wieczoru, Mostem Helixa wybraliśmy się na dokładną eksplorację atrakcji, znajdujących się po drugiej stronie zatoki
Widok na marinę od strony Gardens by the Bay
Wnętrza hotelu Marina Bay Sands - co ciekawe, najtańszy nocleg w hotelu kosztuje ok 250 euro za noc. Prawdopodobnie, nie otrzymacie w tej cenie apartamentu na najwyższym piętrze z najlepszym widokiem, ale wynajmując nawet średni pokój, będziecie mogli skorzystać ze słynnego basenu Infinity Pool, który znajduje się na dachu;)
Widoki z podniebnego tarasu hotelu Marina Bay Sands. Te dwa pół-przeszklone pół-białe budynki przypomiające muszle, mieszczą coś na kształt palmiarni. Pierwszy zwany jest Kwiatem pod kopułą, drugi zaś Lasem w chmurach. Zaglądaliśmy do środka i rzeczywiście wyglądało to zachęcająco. Niestety wstępy odpowiednio drogie, a musieliśmy przetrwać w Azji jeszcze 3 tygodnie;)
Super trees (super drzewa), czyli palmy przyszłości - to właśnie tam udamy się w następnej kolejności
Spacerując po ogrodach miejskich Gardens by the Bay - intensywna, podrównikowa roślinność przeplatająca się z technologicznymi nowinkami. A na deser spektakl dla wszystkich...
 
Wrzucam linka na smaka ale pamiętajcie. Filmik w zasadzie w ogóle nie oddaje magii tego świetlnego spektaklu. Tam trzeba być, tam trzeba położyć się na rozgrzanym chodniku pod czarodziejskimi palmami i napawać się migoczącymi światłami i zmieniającą się muzyką. To właśnie tam czułam się, jakbym znalazła się w krainie Avatara. Oczarowana! Osobiście uważam, że to bardzo romantyczne przeżycie (moim zdaniem nawet bardziej niż pokaz tańczących fontann w Barcelonie czy Pradze), warto więc wybrać się z drugą połówką. Całe to widowisko (wstęp wolny) było jak wisienka na torcie podczas naszego pobytu w Singapurze i będę je wspominać do końca życia! 
Pod palmami przyszłości;)
Podobno kładka ulokowana między dwoma super drzewami jest najlepszą miejscówką podczas wieczornych show. Ale czy ja wiem? Przyjemnie leżało się na ciepłym chodniku. Wszyscy leżeli;)
Włóczymy się po ogrodach
Lampion w Gardens by the Bay
Pomału wracamy Łańcuchowym mostem  DNA Helixa
Ostatnie spojrzenie na Marinę
A na pocieszenie - lody w słodkawym chlebie tostowym. Zaskakujące!

Tego wieczoru przytrafiła nam się kolejna gafa w czasie tej podróży. O północy mieliśmy busa do Kuala Lumpur w Malezji. Niestety, trochę z naszej winy, trochę z winy osób, które nam podpowiadały, ustawiliśmy się na niewłaściwym przystanku i bus odjechał bez nas;) Szkoda, bo w ten sposób chcieliśmy zaoszczędzić czas i już od rana zwiedzać stolicę Malezji. Wzięliśmy to jednak na klaty, bo zamartwianie się i tak nic by nie pomogło (Chciał nam za to pomóc jeden Singapurczyk, który przewiózł nas po mieście swoją super bryką w poszukiwaniu innego busa. Nic to nie dało, ale miło z jego strony! Trochę z nim pogawędziliśmy i dowiedzieliśmy się kilku ciekawostek. Poza tym, odwiózł nas później do hostelu, dzięki czemu uniknęliśmy drałowania z plecakami)).

Chciałam jeszcze zwrócić uwagę na jedną kwestię. Kiedy Maciek poleciał dowiedzieć się czegoś a propos naszego busa, zostawił mnie o północy całkiem samą z całym dobytkiem. Nie zrobiłby tego w Kuala Lumpur, ani pewnie nawet w Bangkoku. Ale czekając na niego w towarzystwie taksówkarzy (którzy starali się podpowiedzieć mi coś mądrego;)) na singapurskim chodniku, ani przez chwilę nie czułam się zagrożona. W ogóle nie czułam strachu. Siedziałam tam i czekałam przez 20 minut i pewnie mogłabym siedzieć dłużej. Wszystko dzięki świadomości surowo egzekwowanego prawa tego państwa, które wpływa na poczucie bezpieczeństwa. Tam, nikt by nawet nie ważył się mnie tknąć, wiedząc czym to grozi (w przypadku gwałtu surową karą chłosty). Taka ciekawostka...

Ostatecznie, busa (super wygodnego, z trzema rzędami szerokich foteli) do KL złapaliśmy rano;) Życie! Od teraz, z kilkoma przerwami na zwiedzanie i relaks, będziemy przemierzać Półwysep Malajski, kierując się na północ, aż do Bangkoku. Mamy na to 3 tygodnie:)

Spodobał Ci się ten post? Polub nas na Facebooku i bądź na bieżąco!:) Niebawem ciąg dalszy!

Komentarze

  1. Dzięki Wam Singapur jest już dla mnie rozpoznawalny. Zachwyca mnie ten hotel z widokiem na miasto. A oprawa nocna jest niesamowita. Zainspirowała mnie do namalowania obrazu na przyszłoroczna wystawę zbiorową w Książnicy pt."Barwy wieku". Dla mnie to kolory Singapuru w wydaniu nocnym :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę i czekam na ten obraz! Singapur za dnia mnie uwiódł, a w nocy rozkochał w sobie;)

      Usuń
  2. Za każdym razem, gdy widzę Singapur na zdjęciach, to robi na mnie tak samo duże wrażenie. Ale trzeba przyznać, że najlepiej prezentuje się w nocy, gdy oświetlenie robi swoje i fantazyjnym budynkom i konstrukcjom nadaje jeszcze więcej uroku i magii. Póki co nie jest mi w ten rejon świata po drodze, ale chciałabym kiedyś zobaczyć Singapur na własne oczy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dla mnie Singapur, to jak miasto z innego świata. Z przyszłości :)
    Idealne miejsce na stop over (taki dłuższy, 2 czy 3 dni) w drodze do Australii czy Nowej Zelandii.
    Do listy rzeczy "do zobaczenia" dopisałabym jeszcze niesamowite Oceanarium.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nawet nie wiedziałam, że to tak duże miasto

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Spodobał Ci się ten post? Bardzo ucieszy mnie Twój komentarz :)

Daria Staśkiewicz