Odwiedziny na Węgrzech

Zaproszenie na Węgry (od przyjaciół z Erasmusa) mieliśmy już od dawna, jednak wiecznie coś stawało nam na przeszkodzie i nie dawało zapuścić się w tamte strony. Na szczęście, wpadaliśmy na pomysł, by z Włoch do Polski wracać przez kraj naszych Bratanków - oczywiście z odpowiednio długim przystankiem!;) Z Anną nie widzieliśmy się już od 2 lat (od jej wizyty u nas w Polsce) i wprost nie mogłam doczekać się spotkania! Nadszedł czas na rewizytę;)


Jak się nietrudno domyślić, nasz pobyt na Węgrzech obfitował w długie rozmowy, częste degustacje (przepysznych, acz ciężkich) narodowych potraw oraz systematyczne (i wielokrotnie powtarzane) kieliszki palinki - a to przed, a to po posiłku. No i oczywiście zwiedzanie. Zwiedzania zabraknąć nie mogło, zwłaszcza, że mieliśmy do dyspozycji dwóch miejscowych przewodników;) Oboje spisali się na medal:)


Tym samym, mieliśmy okazję odwiedzić dwie węgierskie rodziny w dwóch różnych węgierskich domach, zanurzyć się w wodach termalnych miasteczka Tiszakécske/Tisakeczke, spacerować nad rzeką Tiszą/Cisą (czując się niemal jak na węgierskiej wsi), spróbować prawdziwej zupy rybaka w Szeged/Segedynie oraz wałęsać się po zakamarkach artystycznej mieścinki Szentendre/Sentendre. Już o dokładnym poznaniu Budapesztu nie wspominając.

Ale o tym następnym razem!

Nasza trasa - najpierw autokarem z Bolonii do Budapesztu (12h). Następnie ze stolicy do Tiszakécske, po weekendzie do Szeged,  później Budapeszt i wypad do Szentendre.
 Nasza trasa pierwszego dnia: Budapeszt - Tiszakecske (1,5h busem)
Pierwszego popołudnia, po domowym obiadku (zakrapianym palinką) przygotowanym przez mamę Anny, poszliśmy wymoczyć nasze 12-godzinne zmęczenie w brunatno-zielonkawej wodzie basenów termalnych (39st. C), rewelacja! O mało tam nie pozasypialiśmy;)
Nie ma to jak relaks na świeżym powietrzu!
 Domowa zupa z mięskiem - przepyszna!
Kolejny dzień - ruszamy na przechadzkę! Uliczka w Tiszakécske...
Nazwa na rondzie mówi sama za siebie;)
Można język połamać...
 Zapoznajemy się z planem miasteczka
 Rzeka Cisa wraz z plażą:) Idealna miejscówka na upalny dzień!
Woda prawie jak w Bałtyku!
Węgierskie piwko, w barze, który niegdyś prowadziła babcia Anny:)
 Wieczorem miał być grill. Spodziewaliśmy się takiego klasycznego, wiecie - na węgiel, ale Węgrzy nas zaskoczyli. Oto grill gazowy, w którym mięso "smaży się" w misie z głębokim tłuszczem;)
 Grillowaliśmy z całą rodzinką Anny, także z jej dziadkami, którzy za wszelką cenę starali się z nami porozmawiać - po węgiersku. Zupełnie nie miało znaczenia, że nic nie rozumiemy;) Do dziś żałujemy, że nie byliśmy w stanie się porozumieć się samodzielnie. Co za szczęście, że Anna i Geregely wszystko tłumaczyli i pośredniczyli w dialogach z rodzinami;)
Następnego dnia rano udaliśmy się na targ, by spróbować węgierskiego langosza;) Podobno lepszego w okolicy kupić nie można!
Stali bywalcy bufetu
Kolejka świadczy o smaku i jakości!
Przepyszny i super tłusty langosz z ciasta pączkowego z czosnkiem, oliwą, śmietaną i serem. Do tego herbatka i mamy śniadanko jak znalazł;)
Zajadamy się!
Piekielnie ostre węgierskie papryczki
Stragan z domowymi wyrobami - w niektóre się zaopatrzyliśmy
Znów nad rzeką, tym razem w komplecie:)
Zarośnięte tory kolejki wąskotorowej

W drodze do Szeged zatrzymaliśmy się na 2 godzinki w Kecskemét/Keczkemeit
Nasza trasa: Tiszakecske - Kecskemét (20min autem)
Spacer po Kecskemét - stolicy prowincji
Przywitały nas secesyjne zabudowania
i synagoga w całej swej okazałości
Kafejka podróżników, a w niej kawy z całego świata!
Doborowe towarzystwo!
 Nasza trasa: Kecskemét - Szeged (1,5h pociągiem)

Kierunek Szeged/Segedyn- rozdzielamy się z Anną, która wraca do pracy do Budapesztu, a my wsiadamy w pociąg i zmierzamy na południe kraju. Stąd już naprawdę niedaleko do granicy z Serbią czy Rumunią. Czas odwiedzić rodzinny dom Gergely'a i przyjrzeć się trzeciemu największemu (pod względem ludności) miastu Węgier, w którym oboje do niedawna studiowali...
Spacer zaczynamy od wyremontowanej wieży ciśnień.
Co przykuło naszą uwagę, to stare samochody śmigające po węgierskich drogach. Było ich naprawdę wiele! Stare fiaty, łady, trabanty, wartburgi... Też bym chciała taki mieć takiego klasyka:)
Gergely okazał się świetnym przewodnikiem - zarówno w swym mieście rodzinnym, jak i później w Budapeszcie, nieustannie zadziwiał nas wiedzą historyczną i ciekawostkami o kraju:)
Panna fontanna, która w fałdach swej sukienki nosi najważniejsze budowle Segedynu. W ogóle to zauważyliśmy, że Węgrzy kochają stawiać pomniki. W samym Segedynie było ich multum!
I nawet nasza polska policja przyjechała wspierać Bratanków w kryzysie imigracyjnym;)
Maciek czerpie wodę ze zdrowotnych źródeł Anny;)
Znów docieramy nad Cisę - drugą po Dunaju, najdłuższą rzekę Węgier
Elegancki ratusz miejski
Zasiadamy odsapnąć w kawiarni A Capella
Trzeba przyznać, że pogoda dopisywała nam każdego dnia! Nie na darmo Segedyn nazywany jest miastem słońca - tutaj mają go najwięcej godzin w roku:)
Usiane pubami i knajpkami uliczki studenckiego Segedynu
Pomnik upamiętniający zajęcie drugiego miejsca podczas piłkarskich mistrzostw świata w 1954r.  Węgrzy do dziś są z tego powodu bardzo dumni:) A my razem z nimi!
Dumające panienki
Dotarliśmy nawet pod wydział Anny i Gergely'a;)
Deptak w Segedynie (i znów pomniki;))
Tuż pod katedrą - wizytówką miasta
Na obiad Gergely zabrał nas na słynną Segedyńską zupę rybaka - jedną z reprezentacyjnych potraw nie tylko miasta, ale i całego kraju. Naprawdę mają się czym pochwalić - przepyszna! Jeśli będziecie kiedyś w okolicy, wstąpcie! Nazwa knajpki widoczna na zdjęciu - nad wejściem.
Zamówiliśmy zupę rybną w 2 odmianach - prosto z Cisy. Niemal nie daliśmy im rady. Jeden kociołek to około 5-6 porcji (czyli my mieliśmy ich 12) - koszt kociołka to ok 8 euro. Warto! Do tego wielkie, świeże pajdy chleba. Znów nie mogliśmy wstać od stołu...
Spojrzenie na miasto od strony rzeki
Na koniec przeszliśmy się po parku - trzeba było spalić kalorie;)

Wieczorem pognaliśmy na pociąg do Budapesztu -  ciąg dalszy nastąpi! :)

  Trasa powrotna do Budapesztu (2h pociągiem)

Komentarze

  1. Hej słoneczko, mega przyjemne zdjęcia - wszyscy wyglądacie na zrelaksowanych i szczęśliwych :) Buziaki :* Agata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję słodziaku:* Mimo że odpoczęliśmy jedynie psychicznie, wyjazd był idealną nagrodą po 4 miesiącach pracy;) Całusy!

      Usuń

Prześlij komentarz

Spodobał Ci się ten post? Bardzo ucieszy mnie Twój komentarz :)

Daria Staśkiewicz