Garść ciekawostek z Meksyku

Mijają 2 tygodnie, odkąd wróciliśmy z Meksyku do szczecińskiej rzeczywistości. Po dobie w podróży, raczej bolesnej zmianie czasu i 4 godzinach snu natychmiast wpadliśmy w wir życia. Najwyraźniej codzienność postanowiła nas nie oszczędzać... Chwilami zastanawiam się, czy nasza podróż rzeczywiście się odbyła;) 


Meksyk - kraj hamaków:)

Na początek, tak na rozruch, wrzucam garść ciekawostek z Meksyku – naszych spostrzeżeń, zaskoczeń czy niespodzianek. Przyjemnej lektury życzę!:)

1. Meksykanie na okrągło zajmują się jedzeniem. Spożywanie to temat powszedni. Starsza pani smaży placki na chodniku, ktoś niesie chipsy, kto inny płaci za tacosy, wybiera składniki do las tortas (kanapek), kupuje popcorn, dokłada sobie pikantnej salsy w przydrożnej garkuchni. Gdzie się nie spojrzy, każdy coś je, gryzie, przeżuwa, mieli, przełyka, mlaska, chrupie, zlizuje sos z palców. Gdzie się nie pójdzie, czuć jedzenie. Zapach tortilli prześladował nas na każdym kroku;)



2. Czytaliśmy ale nie wierzyliśmy, dopóki nie zobaczyliśmy na żywo. Naprawdę, znaczna część Meksykanów ma problemy z nadwagą! Pełne twarze, wystające brzuszyska i wylewające się bokami  fałdki to absolutna norma, nawet u dzieci. Obcisłe bluzki i kiecki noszone są bez skrępowania;) Przy tej tłustej, kalorycznej, ciężkostrawnej diecie, uzupełnianej obfitymi deserami (na salonach królują gazowane napoje), absolutnie nie ma się co dziwić. No i te ilości!



3. Znalezienie smacznej kawy w Meksyku graniczy z cudem! Maksymalnie dwa razy udało nam się taką dostać! A niemal wszędzie natrafialiśmy na napisy „Najlepsza włoska kawa w Meksyku”;) Ale to ściema, niestety. Lepiej szukać gorącej czekolady (która pochodzi z tych ziem!), sekretnego napoju Majów - pychotka!:) Jedna z lepszych, jakie piliśmy.

 Pan kelner spienia czekoladę, wg receptury Majów:)

4. Najwięcej turystów spotykaliśmy z USA. Dla nich to i blisko i tanio. Słychać ich na każdym kroku - mówią głośno, tak, by każdy słyszał - człowiek odnosi wrażenie, że wszystkie rozumy pozjadali. Ilościowo, zaraz po nich: Włosi, Brytyjczycy, Francuzi. Sporo osób z krajów latynoskich (Chile, Kolumbia, Peru). Zaskakująco mało Azjatów. Polaków niewielu i raczej w zorganizowanych grupach choć spotkaliśmy też starszą parę, która zwiedzała autem, na własną rękę:)

5. Romantyczne  latynoskie przeboje w klimatach salsy słyszeliśmy na każdym kroku - na przystanku, w metrze (zakupiliśmy nawet płytę za 10 peso;)), w knajpach, szkołach, na ulicy, gdzie się da! To bardzo muzykalny naród - tu ktoś nuci, tam podryguje, na deptaku pan z katarynką a gdzie indziej młodzian brzdąkający na gitarce;) Miła odmiana!


6. Meksykańskie metro, które jeździ zaskakująco często, to osobliwość sama w sobie. Biegnąc z jednej linii na drugą, można zaopatrzyć się w  nowe żelazko, seksowną bieliznę, lekarstwa, wyciskany sok z pomarańczy czy też zahaczyć o fryzjera. W pociągach metra kłębi się od pokrzykujących sprzedawców, od których kupić można niewiarygodne pierdoły (temperówki, linijki, stojaki do telefonów, cukierki i bóg wie co jeszcze).

Stacje metra są zadbane i czyste, tematyką nawiązują do meksykańskiej tożsamości i kultury - mają wzbudzać dumę, przypominać o tym, co najlepsze. Przykładowo, na jednej ze stacji podziwialiśmy graffiti ze znanymi bokserami czy muzykami mariachi, na innej z bohaterami narodowymi popularnego sportu lucha libre (wrestling), gdzieś jeszcze indziej nawiązania do historii, fragmenty wykopalisk czy iluzja kosmosu na suficie. W wagonach oznaczenia dla analfabetów - każda stacja, poza nazwą pisaną, szczyci się charakterystycznym obrazkiem. To jeśli chodzi o zalety. Są i wady:
  • tłok (ale przy ponad 20 mln mieszkańców i tak nie jest najgorzej)
  • kolejki (czasem po prostu nie da się wsiąść do wagonu, a uzbrojony policjant rozdziela mężczyzn przepychających się w drzwiach). Nic dziwnego, że istnieją specjalne strefy wagonów dla kobiet i dzieci, gdzie mężczyźni pod groźbą grzywny nie są wpuszczani. Któregoś razu nie mogliśmy dostać się do wagonu i policjant osobiście nas - gringosów tam oddelegował, musieliśmy mieć przerażone miny;))
  • kradzieże (jakimś cudem nas ominęły)
  • wzajemne przepuszczanie się pociągów (zdarzało się, że w dusznym wagonie czekaliśmy po 5-10 minut na jednej stacji, aż łaskawie metro jednej linii przepuści kolejne).
  • bardzo krótki czas na stacji - przy wsiadaniu/wysiadaniu trzeba się naprawdę pospieszyć
Z drugiej strony, metro jakie by nie było, w tak wielkiej metropolii wydaje się niezbędne. Bez niego, mieszkańcy miasta mieliby po prostu przerąbane. Już i tak korki, utrudnienia w ruchu, hałas, zanieczyszczenia i smog utrudniają wszystkim żywot.

Starsze linie metra jeżdżą na wielkich gumowych oponach!;) 
 Kopiąc stację metra znaleziono wiele zabytków z czasów Azteków
7. Występy mariaczich na Placu Garibaldi są przereklamowane i nie mają nic wspólnego z nastrojowymi serenadami. To raczej głośne przekrzykiwanie i upierdliwe natręctwo. Nie polecamy. W dodatku cena za jedną balladę może zwalić z nóg. Lepiej wybrać się do pływających ogrodów Xochimilco i tam skusić się na mały pokaz - sto razy lepsza sceneria i jakieś cztery razy taniej;)


8. Na przejściach dla pieszych, poza oryginalnymi światłami (zielony ludek idzie coraz szybciej aż w końcu biegnie) można usłyszeć charakterystyczną, zabawną muzyczkę.

9. Panowie pucybuci mają się w Meksyku świetnie. Można ich spotkać niemal na każdym rogu! Podobnie muzykantów z katarynkami:)

10. Szoty tequili i mezcalu nie są w barach wcale takie tanie. Już bardziej opłaca się kupić całą butelkę w markecie (i pić na balkonie w hotelu). Drinki typu pina colada lub mojito opłacają się znacznie bardziej i są wprost przepyszne!:)

11. W trasie, poza garkuchniami, najsmaczniejsze posiłki spożywaliśmy w tzw. "cocina economica" - meksykańskich barach mlecznych. Czy to przy szosie, czy w małym miasteczku (o którym nigdy nikt nie słyszał) - aromatyczne guacamole, świeże krewetki i soczyste smażone ryby. Takich dań nie powstydziłyby się knajpy z gwiazdkami Michelina! Ponadto, do wszystkiego (także do zup) podaje się pastę z ciemnej fasoli oraz obowiązkowo placki tortilli (tak jak w Azji ryż;)). Do głównych przypraw należą chili, kolendra, limonka, sól i pieprz.

Niepozorna cocina economica
Porcja świeżutkiej rybki - jak dla konia;)

12. Rozgwieżdżone niebo Jukatanu będzie nam się śniło po wsze czasy... Na półwyspie, poza miastami, praktycznie wszędzie ciemno (dżungla i zarośla), płasko a szosy i wioski niedoświetlone (o drogach i wypożyczaniu auta na Jukatanie powstanie osobny post). Kiedy przystawaliśmy na poboczu - na siku;), a przy okazji popatrzeć w gwiazdy, miałam wrażenie, że kosmos nas pochłania...

13. Meksykanie chętnie i bez wstydu okazują sobie czułości w miejscach publicznych. Całujące i obściskujące się pary to absolutna norma;)

14. W Meksyku znajduje się największa, zbudowana przez człowieka piramidka świata i nie jest nią Piramida Słońca z Teotihuacan. To zarośnięta piramida z Choluli, przypominająca dziś raczej wzgórze. W dodatku, na wzgórzu tym widnieje monastyr - to z niego podziwialiśmy Wulkan Popocatpel. Piramida w Choluli prześciga również Piramidę Cheopsa w Gizie. Co ciekawe, w jej wnętrzu kryje się korytarz, który biegnie przez środek budowli i ma za zadanie zaprezentować jej liczne warstwy. Starożytne cywilizacje mezoameryki obudowywały piramidy jedna po drugiej - co nowszy władca to dokładał coś od siebie. To trochę tak jak w Shreku - "ogry mają warstwy, ogry są jak cebula".  Piramidy w Meksyku również przypominają cebulę;)

Oto i ona - zarośnięta piramida w Choluli, a na jej szczycie sanktuarium

15. W najdłuższej kolejce podczas wyjazdu staliśmy (o dziwo!) nie do starożytnych ruin Majów czy Azteków, a do... domu Fridy Kahlo;) Co najmniej 20 minut. 


16. Meksykanie nie przepadają (delikatnie mówiąc) za Amerykanami, na szczęście na Polaków reagują pozytywnie:) W końcu, żaden inny naród (poza naszym) nie kochał Papieża Polaka, tak mocno, jak Meksykanie. Jego wizerunki są wciąż obecne - w kościołach, sklepikach i barach. Dlatego zabraliśmy ze sobą paczkę obrazków z Janem Pawłem II i przy różnych okazjach wręczaliśmy je życzliwym osobom np. zostawialiśmy w hotelu wraz z napiwkami dla pań sprzątających. Trzeba jednak pamiętać, że nie każdy Meksykanin to katolik. Całe szczęście, o śp. Papieżu wciąż pamiętają, a Polska przyjemnie im się kojarzy:) Pośrednio, to dzięki Karolowi Wojtyle uniknęliśmy łapówek podczas kontroli drogowych. Na hasło "Polonia" wszyscy nam odpuszczali;)


17. I tak jak na wsiach i prowincjach ludzie są pomocni, uśmiechnięci i życzliwi (do rany przyłóż!), tak przy znanych zabytkach zamieniają się w krwiożercze hieny a białym gringosom nie dają żyć. Zawsze chcą coś wyłudzić, zawsze im za mało, zawsze policzą z nadwyżką i nagle zapominają wrodzonej sztuki targowania. Trzeba się pilnować, mieć oczy dookoła głowy i dokładnie przeliczać wydawaną resztę. To przykre, ale masowa turystyka zabija w ludziach ludzkość. Unikaliśmy takich miejsc, Tulum nas zniechęciło, a z Chichen Itza świadomie zrezygnowaliśmy. Zresztą, piramidy w Calakmul postawiły tak wysoką poprzeczkę, że chyba nic więcej nie byłoby nas w stanie zachwycić.

 tłumy w Tulum

18. Obrazek z Matką Boską z Guadelupy, tuż obok Frida Kahlo a zaraz dalej wizerunki La Catriny - Pani Kościotrupowej?  W Meksyku to nic nadzwyczajnego. Tutaj świętość miesza się z kiczem, folklor ze sztuką, życie z Santa Muerte (Świętą Śmiercią), ta zaś z szamańskimi urokami. Na bazarach kupić można tajemnicze mikstury i laleczki voodoo a na głównym placu miasta Meksyk dać się okadzić. Tutaj nie ma się co dziwić, tutaj najlepiej wszystko zaakceptować takim, jakim jest. I uszanować..


19. Swoją drogą, wśród całego wcześniej wspomnianego kiczu, natrafić można na najpiękniejsze rękodzieło świata - dawno nie widzieliśmy tak efektownych souvenirów w tak atrakcyjnych cenach. Praktyczniej żadnej chińszczyzny, wszystko lokalne, hecho en Mexico (zrobione w Meksyku). Nie sposób przejść obok tych kolorowych wyrobów obojętnie, stąd też wielka dodatkowa torba, z którą wróciliśmy (a pojechaliśmy z dwoma plecakami). Dobrze, że linie KLM zezwalają na ciężkie bambetle i jakimś cudem wpuszczono nas do samolotu;)

Bazar rękodzieła w Puebli
 Lecimy na zakupy;)

20. Na Jukatanie ceny drinków, hamaków (w niektórych miejscach są płatne) i leżaków na plaży potrafią rozwalić na łopatki - nie tylko nas, także tych zamożniejszych Europejczyków. Dla porównania - drink na plaży w Tulum 9$, tymczasem w centrum, około 3$. Trzy godziny użytkowania wygodnego materacu w Punta Cocos na wyspie Holbox to około 15 $. Stąd też dobrą opcją okazywały się własne ręczniki oraz świeże kokosy od wędrownego (rower z lodówką) sprzedawcy. Meksyk to nie Azja, ceny są wygórowane, handlarze nastawieni na Amerykanów. Będzie o tym osobny post.

21. W wioskach na Jukatanie wielu ludzi wciąż żyje w bambusowych chatkach krytych strzechą (trzeba przyznać, że i tak mają lepiej, niż bezdomni ze stolicy). Fakt ten nie  wyklucza posiadania samochodu czy anteny telewizyjnej. 

22. Mieszkańcy Meksyku do wszystkich zabytków i atrakcji płacą (co najmniej) o połowię mniej niż przyjezdni. Osobiście nie mam z tym problemu, fajnie gdyby i u nas panował taki trend. Mieszkańcy danego kraju powinni mieć łatwy dostęp do własnego dziedzictwa narodowego.


23. W popularnych atrakcjach turystycznych czyniono nam uwagi za używanie... statywu (!), na który trzeba podobno mieć specjalnie uzyskaną licencję (bo to już "profesjonalny" sprzęt przecież, jak u dziennikarzy...). Śmiać nam się chciało, chowaliśmy się, kitraliśmy po plecakach a oni co rusz na nas pokrzykiwali. W końcu, w ruinach w Tulum zostaliśmy zmuszeni do pozostawienia statywu w kasie. Co gorsza, w niektórych miejscach np. w domu Fridy, poza drogim biletem wstępu należy uiścić dodatkową opłatę za wykonywanie zdjęć wewnątrz budynku...

24. Chyba nigdy wcześniej nie widzieliśmy takich tłumów jak w sobotę w mieście Meksyk. Trochę jak w Szczecinie podczas zlotu żaglowców tylko 5 razy więcej i co weekend. Metro załadowane, problemy z przemieszczaniem się i spacerowaniem chodnikami. Nie dziwiło nas specjalnie, że w tych okolicznościach dzieci prowadzane są na smyczach;) Ciągle ktoś na Ciebie wpada, należy wyostrzyć zmysły, by nie zostać bez portfela. Z drugiej strony, to właśnie w dni wolne od pracy najlepiej wybrać się do parku Chapultepec lub do pływających ogrodów Xochimilco i podpatrzeć jak mieszkańcy tego niewiarygodnego molochu spędzają czas z rodzinami.


25. Meksyk to państwo policyjne. Tylu patroli nie spotkaliśmy w żadnym innym kraju. Fakt, daje to do namysłu i sugeruje raczej brak bezpieczeństwa. Podobno w Meksyku co kilka sekund ktoś "znika" bezpowrotnie. W hallu muzeum antropologicznego widzieliśmy sporo tabliczek ze zdjęciami zaginionych osób - "Gdzie jesteś Gomez? lub "Czy ktoś widział Carmen?". Nie ukrywam, przeszły mnie ciary po plecach. Jednocześnie, obecność policji (i Maćka;)) dawała mi niejakie poczucie bezpieczeństwa. Zdarzyło się parę sytuacji, że mundurowi się nam "zaopiekowali", wskazali drogę, doradzili lub, jak już wspominałam, pozwolili wsiąść do metra w tzw. bezpiecznej strefie.

26. Chyba nie muszę dodawać, że w Meksyku obowiązuje bezwzględnie zasada ograniczonego zaufania. Lepiej nie włóczyć się byle gdzie a już szczególnie po ciemku i przewieszonym aparatem przez ramię, starać się nie rzucać w oczy wybierając gotówkę z bankomatu (robić to bezpiecznych miejscach), unikać jeżdżenia taksówkami w stolicy, pilnować portfela, dokumentów, siebie i partnera.

27. Pisząc tego posta, dociera do mnie jak bardzo Miasto Meksyk ma przekichane. Jego zalążki powstały już w czasach Azteków w miejscu osuszanego przez lata jeziora. Kiedy przybyli konkwistadorzy, ujrzeli miasto pływających ogrodów (dziś została tylko ich niewielka część, czyli właśnie Xochimilco). Z biegiem lat, jezioro niemal zniknęło, problemy grząskiego gruntu jednak pozostały. I tak, idąc ulicami stolicy, człowiek co rusz chwyta się za głowę i rozkminia prawa grawitacji. Niektóre z budynków wyglądają jakby za chwilę miały runąć. Wracając z Jukatanu do miasta Meksyk, zastanawialiśmy się, czy krzywy kościół przy naszym hotelu wciąż trzyma się w posadach. Poza bagiennym podłożem, nie zapominajmy o skomplikowanej geologii terenu. Stolica Meksyku położona jest na styku kilku płyt tektonicznych a zewsząd otaczają ją wzniesienia (oblepione kolorowymi slumsami w których żyją miliony biedniejszej części społeczeństwa), z czego chyba połowa to uśpione i aktywne wulkany. Jakim cudem moloch ten wciąż istnieje? Chyba tylko dzięki cudom i wierze w Matkę Boską z Guadelupy.

 Potężne slumsy na przedmieściach stolicy
Miejmy nadzieję, że bazylika w Guadelupie jeszcze trochę postoi...

28. Piekarnie w Meksyku są samoobsługowe - bierze się tacę i szczypce, po czym przemierza się alejki  wypełnione ciastkami i bułami - a na koniec do kasy. Niestety, same wypieki nas nie zachwyciły. Czegoś im zabrakło.


Dziękuję za uwagę. Jak coś mi się przypomni to na pewno dopiszę :)

Spodobał Ci się ten post? Polub nas na Facebooku i bądź na bieżąco!:)

Komentarze

  1. Wspaniały post-Meksyk od podszewki,okiem prawdziwego podróżnika-super. Trochę się zmieniło przez 11 lat,ale poczułam znowu ten klimat!Wspaniale piszesz-brawo. Czekam na więcej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Mamo, bardzo się cieszę, że tak Ci się spodobał!:) Buziaki!

      Usuń

Prześlij komentarz

Spodobał Ci się ten post? Bardzo ucieszy mnie Twój komentarz :)

Daria Staśkiewicz