Cholula, czyli o tym jak z największej piramidy świata podziwialiśmy Wulkan Popocatepl

Cholulę o mało byśmy ominęli i teraz wiemy, jak wielką byłoby to stratą! Natknęłam się kiedyś w sieci na zdjęcie sanktuarium górującego nad miasteczkiem - na tle wielkiego, ośnieżonego wulkanu, które mnie absolutnie oczarowało i nie ukrywam, chciałam się tam udać. Postanowiliśmy jednak, że w podróży poślubnej nie będziemy się nigdzie spieszyć. Plan ułożyłam, jak na moje możliwości, zgrabny i nieprzeładowany (niesamowite;)).



Życie plan ten zweryfikowało i dodało co nieco od siebie. Pueblę obeszliśmy jakieś 10 razy już pierwszego dnia, w związku z czym, stwierdziliśmy, że kawy i śniadania poszukać możemy w Choluli, która notabene znajduje się w połowie drogi na lotnisko. No to świetnie - pomyśleliśmy, 2-3 godzinki popatrzymy na wulkany, a stamtąd złapiemy transport na samolot. Wstaliśmy około 6:00 i o wschodzie słońca opuściliśmy hotelik w Puebli.
Nasza trasa: Puebla - Cholula (ok pół godziny busem colectivo)

Całe szczęście, bardzo szybko udało nam się złapać właściwego busa i już po pół godzinie wędrowaliśmy z plecakami przez Cholulę. Ale najpierw kawa! Dorwaliśmy kawiarnię, ale napój bogów ponownie okazał się mierny. Już na tym etapie powinniśmy byli fakt ten zaakceptować i pojąć, że Meksykanie parzyć kawy nie potrafią. Do końca wyjazdu wierzyłam naiwnie, że los gdzieś na trasie się odmieni i ześle nam nagrodę za cierpliwość ;)


Wczesny ranek. Słoneczko dopiero wstało. Przemierzamy Cholulę
Główny placyk, czyli Zocalo - serce miasteczka;)
Mijamy okazałą kolonialną katedrę
Co ciekawe, w Choluli nie spotkaliśmy żadnych innych turystów;)
Chyba we wszystkich miasteczkach Meksyku można spotkać takie napisy:)
Kiedy my kierujemy się w stronę piramidy i sanktuarium, dzieciaki zmierzają do szkoły. Życie w Choluli płynie zwyczajnym, spokojnym rytmem.
Oto i ona. Największa piramida na świecie (w kryterium objętościowym). Jak widać, w międzyczasie zarosła i praktycznie nie przypomina piramidy. Jest większa niż Piramida Cheopsa w Gizie oraz od Piramida Słońca w Teotihuacan. Na jej szczycie wybudowano sanktuarium.
Okrążamy ją, mijając ruiny prekolumbijskiego miasta sprzed 2 tyś. lat. W czasach świetności, ośrodek ten, pełnił równie ważną rolę jak Teotihuacan.
Nareszcie jest! Wulkan Popocatepl wypuszcza dymki w geście powitania;)
Radość ogarnia nas przeogromna, mieliśmy nadzieję, choć nie byliśmy pewni, czy Popo choć na chwilę wynurzy się spod pierzynki chmur. Jego wysokość przekracza 5 tyś. metrów, czyli o 2 tyś. metrów przewyższa sycylijską Etnę.
Niestety, wejście do sanktuarium okazuje się zamknięte z powodu renowacji. Naginamy zasady, przechodzimy pod linką i wdrapujemy się przynajmniej na schody. Siadamy u bram z widokiem na wulkany (drugi Iztaccihuatl, czyli Biała Kobieta niestety wciąż się przed nami chował). Stwierdziliśmy, że skoro już przybyliśmy z drugiego końca świata, to chociaż przez kilka minut nacieszymy się "nielegalnym", z tej perspektywy, widokiem. Tylko piwka brakowało, aż wstyd, że o nim nie pomyśleliśmy;) Ostatecznie nikt nas nie wygonił:)
A tak całość przedstawia się na pocztówkach:) Właśnie takie ujęcie zainspirowało mnie do odwiedzenia Choluli. Czyż nie jest magiczne?
Wulkany łączy Paso de Cortez - Przełęcz Korteza. Na tej fotce widać również poboczną kalderę. Mniej więcej na środku:)
Senne miasteczko Cholula
Delektujemy się widokami (do dziś nie pojmuję jak to się stało, że idąc w takiej miejsce, nie zaopatrzyliśmy się w żadne piwko!)
Przed nami jeszcze jedna lokalna atrakcja
Ktoś kto nie czytał i się nie orientuje, w życiu nie podejrzewałby nawet, że wewnątrz piramidy-wzgórza w Choluli, kryje się wielowarstwowa struktura starożytnej piramidy! Ruszamy ją zbadać!
   Okazuje się, że miejscowi archeolodzy i badacze, postanowili udostępnić dla zwiedzających korytarz, który wewnątrz przecina piramido-wzgórze. Dzięki temu, można lepiej wyobrazić sobie, w jaki sposób coraz to nowsi władcy obudowywali ją kolejnymi pokładami. Każdy chciał być tym, który kazał położyć tę najbardziej wierzchnią z powłok. W związku z tym, piramida ta, może przypominać cebulę;)
 Wewnątrz prastarej piramidy - wrażenia nie do opisania:) Koszt wstępu to ok 13zł. Można wynająć przewodnika, ale nam tego dnia zależało na czasie.
W centrum zaopatrujemy się w wodę mineralną, łapiemy transport (tzw. taxi seguro) i w jakieś 20 minut docieramy na lotnisko w Puebli.
 Żegnaj Pueblo, żegnaj Cholulo! Od następnego razu nadajemy z Jukatanu..;)


Spodobał Ci się ten post? Polub nas na Facebooku i bądź na bieżąco!:)

Komentarze

  1. Niesamowita ta piramida wewnątrz...Nie chce się wierzyć,że taka wielka! Zadziwia mnie też brak turystów no i mała reklama tego miejsca.Fajnie,że tam trafiliście.Pozazdrościć...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi też, to naprawdę wyjątkowe miejsce, a piramida nawet nas samych zaskoczyła:) Może w innej porze roku jest tam więcej turystów ale my nie spotkaliśmy żadnych!

      Usuń

Prześlij komentarz

Spodobał Ci się ten post? Bardzo ucieszy mnie Twój komentarz :)

Daria Staśkiewicz