Lublana da się lubić

Lublana to jedna z tych stolic, w których się odpoczywa a nie zasuwa z wywieszonym jęzorem. Rozmiarami i kameralną atmosferą przypominała mi Dublin. Wszędzie blisko! Tu opera, dwa kroki dalej galeria narodowa, a zaraz obok parlament. Miasto to można bez pośpiechu obejść w jeden dzień. Biorąc pod uwagę moje zakwasy, które pojawiły się po nadmorskim trekkingu, bardzo się ucieszyłam;) Rozpoczęliśmy od kawy nad rzeką Ljubljanicą w piekarni zakupiliśmy śniadanko, które skonsumowaliśmy na ławce. Słońce przypiekało, upał robił się niemiłosierny.

Ljubljana w jeden dzień

Cóż zatem oferuje Lublana?
  • Porośnięte laskiem wzgórze zamkowe, które dominuje nad starówką (niestety, z uwagi na drzewa porastają zbocze tuż pod murami zamku, może być problem z podziwianiem starego miasta - wysokie krzaki wszystko zasłaniają. Trzeba wspiąć się na wieżę zamku, by zyskać lepszą perspektywę (wstęp 8 euro od osoby).
  • Spacery wzdłuż rzeki! Kolorowe. 2-3 piętrowe kamieniczki o zdobionych fasadach usytuowane tuż przy nabrzeżu nieustannie przyciągały mój wzrok! Dziś, w większości z nich mieszczą się przytulne knajpki (niestety wypełnione po brzegi turystami, podejrzewam również że do najtańszych nie należą). Sami, w celach obiadowych, oddaliliśmy się od starówki, by spożyć miejscową strawę w miejscowej gospodzie (wewnątrz ucieszyła nasz szczególnie obecność roześmianych słoweńskich seniorek, które spotkały się na plotki – a może coś świętowały?;) Popijały winko i rozmawiały a kelnerzy raz po raz serwowali im smakowicie pachnące dania.
  • Rozmaite mosty, w tym ten najsłynniejszy - Potrójny Most przy Placu Preserena (wieszcza narodowego o randze naszego Mickiewicza) oraz Smoczy Most (symbol Lublany).
  • Klimatyczne uliczki np. Trubarjeva Cesta, skwerki, reprezentacyjne gmachy instytucji publicznych (biblioteka, uniwerek, Kościół Św. Trójcy, filharmonia, szkoła muzyczna, opera, cerkiew, katedra, galeria narodowa oraz szpetny budynek parlamentu (choć z bardzo ciekawym, oryginalnym portalem w stylu komunistycznym). A to wszystko w obrębie kilkuset metrów.
  • Drapacz chmur (Nebotičnik) z 1933 r - na szczycie knajpą widokowa - polecamy!
  • Rejsy po rzece Ljubljanicy - nie skorzystaliśmy ale może następnym razem
  • Rozległy Park Tivoli z pałacykiem – gdzie można odpocząć na ławce lub schronić się cieniu
  • Ulicę Metelkovą – centrum sztuki alternatywnej z ciekawymi graffiti
  • Świetne bary z pyszną, niedrogą kawą. Oni naprawdę się na tym znają, ale nic dziwnego, skoro mają tak blisko do włoskiego Triestu, a ten z kawy słynie:)
Zdjęcia z wiadomych powodów z telefonu - wybaczcie jakość!
 Poddasze Hostelu Sax z 10-osobowym dormitorium musiało być kiedyś stodołą;)
 Śniadanko na słono, czyli burek z serem
 Dosłownie kilka kroków od hostelu i już zbliżamy się do centrum
 Bulwarami docieramy do serca Lublany
 Fasada budynku biblioteki
 Na Placu Kongresowym miejscowi delektują się lekturą na leżakach:)
 Wilgotność powietrza sprawiła, że część zdjęć wydaje się nieniewyraźna
 To dokąd teraz?
 Budynek parlamentu z oryginalnym portalem
 Niewielka opera - akurat grali Romeo i Julię oraz Madame Butterfly;) Zawsze zaglądam w repertuar, ale zwykle na tym się kończy. Następnym razem musimy to zmienić!
 Łapiemy cień w Parku Tivoli - upał nie do opisania
 Pyszne, rzemieślnicze piwko z widokiem w kawiarence 70-metrowego drapacza chmur - nie ma się co śmiać - w latach 30 XX wieku był najwyższym budynkiem Europy Środkowej!
 Akurat musiało się zachmurzyć;) Całe szczęście burza przeszła bokiem
Lublana w całej swej okazałości :)
Czas na obiad!
Degustacja miejscowych potraw - na początek goveja juha z rezanci, czyli coś na kształt rosołku wołowego z makaronem
 Kociołek z bograczem - gulaszem mięsnym z ziemniakami i papryką - wyraźne wpływy węgierskie
 Ja z kolei zamówiłam idrijski zlikrofi z divacijinskim golazem - mini pierożki nadzieniem przypominające nasze ruskie - w gulaszu z mięciutkim mięskiem - pycha!
Ech żeby takie ceny kawy przywędrowały do Polski, choć zaczyna być w tym temacie lepiej
 Przerwa na ulicy Metelkovej - po obiedzie dopadły nas objawy cygańskiej choroby, więc nie obyło się bez kawy - inaczej byśmy posnęli na tych leżakach;)
 Ostatnio, z uwagi na zbliżający się wernisaż mojej mamy, mam obsesję na punkcie rowerów pozostawionych w bardziej lub mniej urokliwych zakątkach;)
 Symbol Lublany 
 Gdzie nie pojedziesz, tam zakochani;)
 Turystyczne knajpki tuż nad rzeką
 Cała starówka Lublany jest naprawdę świetnie zachowana
 Spominki znaczy pamiątki;) 
 Osiłkowie
Otwarta kuchnia;) przypadkowo trafiliśmy na festyn
 Ulicą Studencką ruszamy zdobyć wzgórze
Relaks u wrót do twierdzy (z racji tego, że zamek został w dużej mierze odbudowany i dziś stanowi raczej wierną kopię tego, co było niegdyś, nie skusiliśmy się na zwiedzanie wewnątrz, naoglądaliśmy się już pięknych zamków w Rumunii, może innym razem).
Wino, czereśnie i te sprawy;)
 Włóczymy się uliczką Trubarjeva
Taki Dzień Dziecka to ja rozumiem!;)
 Tłumy zarówno na Placu Preserena (to ten słoweński wieszcz od hymnu o winie:)) jak i na słynnym Potrójnym Moście
 Popołudniowe światło nad Ljubljanicą
 Uliczki pełne niespodzianek
Most Szewski, który później przez moment stanowił także targowisko rzeźników, musieli go jednak opuścić z uwagi na ryzyko epidemii (resztki w wodzie, szczury...)
Jeszcze tylko ostatnia kawka...
I czas ruszać dalej! Żegnaj Lublano!

Miasto to na dobrą sprawę można zejść wzdłuż i wszerz w 2 godziny. Wtedy jednak nie zdążycie wczuć się w jego rytm. Z jednej strony ta niewielka stolica to wulkan młodej energii, z drugiej, pozwala zwolnić, zaczerpnąć tchu, przysiąść i popatrzeć – bo i tak się z wszystkim wyrobicie :)

Po satysfakcjonującym dniu w stolicy, idziemy z plecakami na dworzec spotkać się z Asią i Owenem, by wspólnie udać się do Skofja Loki - czyżby po 3 dniach w drodze udało nam się wreszcie dotrzeć do celu?;) Ciąg dalszy nastąpi...

Spodobał Ci się ten post? Polub nas na Facebooku i bądź na bieżąco!:) Niebawem ciąg dalszy!

Komentarze